poniedziałek, 12 lutego 2018

26. Rozdział dwudziesty piąty

Coraz częściej odnosiłam wrażenie, że Baśka po powrocie była zazdrosna o pana Zet. Dziewczyno, a bierz ty go sobie - myślałam, gdy któryś już dzień z kolei przy śniadaniu rzucała w moją stronę cierpkie uwagi.
Noc była okropna. Sama nie wiem czy się cieszyć czy płakać, że plan pana Zet jest długofalowy. Oj bardzo długofalowy, dzięki czemu jeszcze jestem w stanie wytrzymać te jego nocne eskapady do mojej sypialni. A z drugiej strony, mydli mi oczy będąc dla mnie miłym czy dbając o moje potrzeby i gdyby nie to, że kilka razy na dzień powtarzam sobie w głowie imiona dziewczyn i Lubego, to chore wiem - ale mogłabym przystać na jego plan bez większego sprzeciwu.

Do kuchni wszedł pan Zet, jak co piątek punktualnie o ósmej trzydzieści rano i pocałował mnie w czoło. Niestety w ten dzień nie miałam ochoty być dotykaną. Więc się wzdrygnęłam, gdy tylko się do mnie zbliżył i rzuciłam w jego kierunku gniewne spojrzenie.
- Co jest Mała? Nie wyspałaś się? - i znowu ten władczy ton.
- Mój humor nie ma nic wspólnego z tym, czy się wyspałam, ponieważ ja tutaj się nigdy dobrze nie wyśpie - odpowiedziałam jak tylko potrafiłam spokojnie.
Jednak na nic się to zdało bo tylko bardziej zdenerwowało pana Zet i to do tego stopnia, że wywrócił stół do góry nogami. Zrobił się okropny huk a sam prowodyr nakazał Baśce uprzątnąć ten syf i wyszedł do salonu.
Cholera znowu to samo. Przegięłam. Teraz, kiedy mój plan wprowadzam w życie, nie mogę sobie pozwolić na takie akcje. Tylko, że to jest silniejsze ode mnie.

Poniedziałkowy plan z wejściem do ich pokoi spalił na panewce. Po moim pyskowaniu Zet - dość już tego panowania - postanowił zostać w domu i mnie ukarać. W nocy więc odłożyłam kluczyki na miejsce, bojąc się, że Baśka po powrocie zauważy ich zniknięcie. Dlatego nie mogłam teraz kolejny raz się podkładać. Co robić, co robić.
Szybko zmieniłam piżame na czerwoną sukienkę z odkrytymi plecami i wróciłam boso do salonu. Podeszłam od tyłu do kanapy i założyłam siedzącemu Zet ręce na szyję.
- Ładnie pachniesz - odparł już tym niezwykle łagodnym głosem.
Wiedziałam, że dopiero zbliża się dziesiąta rano a takie rzeczy to ja z Lubym wyłącznie wieczorem ale nie mam wyjścia. Muszę improwiziwać. Przy gramofonie wybrałam jego ulubioną płytę i stojąc na palcach włożyłam ją na szpulę odwracając się do Zet, który przeszywał mnie wzrokiem. Połknął haczyk - pomyślałam zadowolona. Wdech i wydech.
- Zatańczymy? - wyciągnęłam w jego stronę rękę, którą w kolejnej sekundzie złapał w swoją.
- I w dodatku pięknie wyglądasz! - obrzucił mnie spojrzeniem z góry na dół zatrzymując się na bosych stopach.
- No tak. Uwielbiasz chodzić boso - dodał wstając. Chciał mnie objąć kiedy do salonu weszła Baśka:
- Na którą przygotować obiad Zet? - spytała go tak fałszywym tonem głosu, że nie mogłam się powstrzymać od parsknięcia ale szybko schowałam twarz przy torsie Zet.
- Dzisiaj masz już wolne Basiu. Miałaś chęć wyjść do kina zdaje się, więc dziś, teraz jest ku temu najlepsza okazja. I zamknij proszę za sobą drzwi - władczym tonem kazał jej kolokwialnie mówiąc spierdalać.
Nie nawiązałam z nią kontaktu wzrokowego, ale czułam na sobie to jej zazdrosne spojrzenie.
Drzwi trzasnęły.
Serce miałam w gardle. Fado. Graj swoją grę. I wygraj - powtarzałam sobie w myślach.
- Nie chciałam być nie miła. To pewnie przez te dni - próbowałam się tłumaczyć, kiedy ruszaliśmy się objęci w rytm muzyki.
- Masz humory Fado, nie da się ukryć. Ale to co jest teraz to jeszcze nic, mam nadzieje, że zdajesz sobie z tego sprawę. Potem, będę musiał uzbroić się w dużo cierpliwości, kiedy zaczną Tobą rządzić hormony - chciał mówić dalej o swoim planie ale nie mogłam do tego dopuścić. Poprosiłam żeby wziął mnie na ręce. Tak chciałam tańczyć w tej chwili.
Spodobało mu się to bardzo, pewnie przez fakt trzymania mnie o zgrozo za prawie goły tyłek, bo tak się podwinęła sukienka. Wdech i wydech. Jesteśmy tak blisko i on dobrze czuje, jak serce mi wali. Niech myśli, że to dla niego a nie przeciw, jak jest w rezultacie.
- Wszystko doskonale wiem. Ale nie mówmy o tym. Póki co chce się cieszyć chwilą - udaję wzruszoną i przytulam się do niego mocno a on buja się w miejscu szepcząc mi po chwili do ucha, że popołudniu będzie musiał wyjść, ale w zamian ma dla mnie ciekawe zajęcie. Przytakuję potulnie i daje mu do zrozumienia, jak mi jest w tej chwili dobrze, co się wiąże oczywiście z zaśnięciem na jego rękach. Bo planowałam udać, że zasypiam jednak w rezultacie na prawdę to robię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cześć! Dziękuję, że znalazłaś/eś czas by zajrzeć do mnie. Mam nadzieję na kolejne wizyty. Pozdrawiam. Daga