wtorek, 27 września 2016

7. Rozdział szósty

Wtorek, 11 października
Lubię te nasze spotkania, Mag i Gusia wpadają do mnie, zamykamy się w pokoiku biurowym, którego wcześniejsze przeznaczenie było zupełnie inne, ale cóż - takie jest kurde życie. Pokoik jest słoneczny, na poddaszu. Jest w nim hamak. Można się na nim bujać, ja najczęściej czytuję w nim książki i ucinam sobie drzemki. Chyba się walnęłam pisząc to w czasie teraźniejszym - tak było oczywiście przed rewolucją. W pokoiku jest też wygodna kanapa z narzutą, którą ciocia podarowała nam na poprzednią rocznicę ślubu, zrobiona na drutach. I biblioteczki z książkami, które udało mi się do tej pory kupić lub dostać. Nie ma tego za wiele, ale kolekcja się systematycznie powiększa. Przy naszych spotkaniach każda ma ulubione miejsce: Gusia siada na kanapie po turecku, Mag w fotelu powietrznym vel hamaku a ja rozkładam się na wełnianym kocu i poduchach między nimi na podłodze. Nie zawsze pijemy wino, czasem po prostu wystarczy szklanka wody lub kubek kawy. Każda z nich ma w mojej kuchennej szafce po jednej ulubionej szklance, filiżance i kubku. To dodatkowo poprawia humory podczas picia - nie mylić z chlaniem bo my degustujemy.
Okazało się, że miałyśmy ciężki weekend. I każdej z nas te półtora godzinne spotkanie dało ulgę. Taki mamy zwyczaj, że na koniec spotkania zapalamy kadzidło i słuchamy przez dziesięć minut muzyki klasycznej. To nam pomaga się wyciszyć. Pamiętam jak wpadłam na ten pomysł pierwszy raz i wszystkie trzy nasz dziesięcio minutowy seans prze śmiałyśmy w głos. Ale potem, powoli stopniowo.. nasz śmiech trwał coraz krócej. To są cholera takie wariatki, że na samą myśl o nich pojawia mi się banan na gębie.
Jeśli chodzi o pracę to polubiłam to bycie gońcem. Teraz jest czas na roznoszenie różnych pism do firm i instytucji i do tego zadania zostałam wydelegowana ja. Jeśłi się wyrobie wcześniej nie muszę już wracać do urzędu, ale z reguły nie śpieszę się i wyrabiam się na styk w czasie. Moja aplikacja endomondo aż huczy. Popołudnia teraz spędzamy z Lubym razem. Tylko potencjalnie bo z reguły każdy siedzi z nosem w swoim pisaczu. Ale jesteśmy w jednym pomieszczeniu i mimo pracy po pracy, jesteśmy w zasięgu wzroku. Zbliża się weekend i wyjazd do Wrocławia. W piątek kiedy zadzwonię do Pana Zet poinformuję go, że jadę z mężem ponieważ to nasza rocznica ślubu i bedę mogła w jego firmie spędzić tylko po cztery godziny dziennie i to mi na pewno wystarczy na zapoznanie się ze wszystkim. Kiedy wpadły dziewczyny, Gusia przywiozła mi swoje notatki, poza tym co nieco opowiedziała o kampaniach reklamowych. Ma już w rękach swój tytuł technika reklamy i obiecała dawać mi niejako bezpłatne w sensie finansowym korepetycję, Płacić będę w innej formie, ale jak to już wiesz tylko Ty, prawda? :* Ciekawa jestem jak zareaguje wykładowca, według dziewczyn nie powinnam w ogóle się tym przejmować więcej niż powinnam. Ale ja znam siebie i dopóki dopóty nie odłożę słuchawki w piątek, będę myśleć.


poniedziałek, 26 września 2016

6. Rozdział piąty

 Niedziela, 9 października
Słoneczko pięknie świeciło, kiedy byliśmy z Lubym w drodze do szkoły, była dopiero dziewiąta rano. Tak, zdecydowałam się pojechać a Luby stwierdził, że chętnie mi potowarzyszy i rosołek zamienimy na obiadek w naszym ulubionym Bistro. Miałam wrażenie, że mój małżonek na wiadomość o telefonie od wykładowcy pokręcił nosem, mimo wszystko nie dał po sobie poznać, że jest zaskoczony. A wiem, że był, znam do do licha! Sama byłam zaskoczona i powiem szczerzę, cieszyłam się, że mi towarzyszy.
Na co innego chyba liczył wykładowca kiedy zobaczył, że oprócz mnie do gabinetu wchodzi ktoś jeszcze. Wymienili uściski dłoni i Luby usiadł w oddali i przysłuchiwał się naszej rozmowie.Pan Zet nie był taki swobodny jak na zajęciach i to od razu wzbudziło moją ciekawość. Tak, ciekawość. Byłam go zwyczajnie ciekawa. Poinformował mnie, że skoro wybrałam stworzenie projektu kampanii reklamowej jego firmy, musiałabym poznać ją od środka. - Zostanie pani zwolniona z zajęć w przyszłym tygodniu i postaram się przybliżyć pani specyfikę firmy od kuchni. W sobotę będzie straszny młyn ale w niedzielę na pewno uda się pani porozmawiać z pracownikami rożnych działów. Chcę by pani również wiedziała, że pani projekt zostanie dołączony do innych, które ubiegają się o wyłączność w prawach autorskich kampanii. - Chce pan powiedzieć, że moja żona ( z naciskiem na moja ) ma dwa dni z rzędu jeździć do Wrocławia? - zdecydowanym tonem wtrącił się Luby. Ubiegł moje pytanie. - Ależ oczywiście, że to mija się z celem - firma ma umowę z hotelem więc zostanie tam wynajęty pokój dla pani Fado. - odburknął jak stary belfer pan Zet. - Chcę zaznaczyć, że każdy z słuchaczy odbywa takie szkolenia na terenie wybranych firm i również są zwalniani z zajęć - powiedział patrząc już na mnie, jakby chciał uspokoić moje myśli. - Jeśli to wszystko - wydukałam tylko i podniosłam się z twardaka. - Tak, resztę omówimy telefonicznie w piątek, jeśli to pani odpowiada. - Podając mi rękę palcem musnął mocniej moją obrączkę a może mi się tylko zdawało...
Luby nie miał o Panu Zet dobrego zdania i nie mógł zrozumieć dlaczego nie wybrałam jakiejś firmy w naszym mieście tylko akurat  - jak to podkreślił - Jego firmę. Nie mogłam mu przecież wytłumaczyć, że to zwykły przypadek i najchętniej bym wszystko odwołała ale w końcu muszę sprostać zadaniu a raczej swojej głupocie.
Potem już zapomniałam całkiem o tej sytuacji, bo spędziliśmy cudowny dzień,początkowo jedząc pyszny domowy obiadek w Bistro a potem spacerując po mieście. Dużo rozmawialiśmy, bo prawdę mówiąc nie ma na to czasu w ciągu tygodnia. Udało nam się również zjeść pyszne, naturalne lody i kupić kilka drobiazgów do domu. Planowaliśmy również uczczenie naszej rocznicy ślubu, która przypada akurat na moim pobycie we Wrocławiu.
Wieczorem byłam umówiona z Gusią i Mag, Obie chciały wiedzieć co ze spotkaniem.W smsiakach miałyśmy wspólny czat, gdzie pisałyśmy we trzy. Spotkanie o 18? - napisalam - Nie mam sprzeciwu - odpowiedziała Gusia. - Jestem za! - po chwili dodała Mag.

niedziela, 25 września 2016

5. Rozdział czwarty

Sobota, 8 października
Co za pogoda! Całe szczęście ubrałam już kozaczki, inaczej przemokłyby mi stopki. Od przystanku nie jest daleko do szkoły, ale w deszczową pogodę nawet sto metrów nie gra roli. Nie miałam kompletnie nastawienia na słuchanie wykładów, ale trzeba było się skupić, bo to ważne zagadnienia do egzaminu końcowego. Uznałam za bezsensowne przepisywanie tych bazgrołów na nowo w domu więc musiałam ponownie nauczyć się pisać szybko i wyraźnie. Trening czyni mistrza, opanuję tą sztukę. To oszczędzanie czasu, którego w domu i tak nie mam za wiele. Dobra, nie oszukujmy się nie mam go wcale.
 Było deszczowo a więc każdy siedział na zajęciach jak na skazanie. Jesień moi mili. Ja jednak nie dam się jesiennej chandrze, przynajmniej spróbuję. Kiedy w przerwie każdy leciał do kawiarenki po kawę ja z bidonu sączyłam wodę z cytryną i miętą. Byłam jakby w innym świecie, fizycznie siedziałam na twardaku ale myślami byłam w domu i zastanawiałam się, ile czasu dziś zajmie mi czytanie kodeksu administracyjnego, kuźwa  w dodatku ze zrozumieniem.
Podobały mi się zajęcia, w których każdy mógł wykazać inwencję twórczą tworząc model własnego opakowania dowolnego produktu. Tutaj ważną rolą jest wybór koloru opakowania, Trzeba było od podstaw stworzyć opakowanie, przeznaczenie i wybrać określoną grupę odbiorców.
Zagadnienia teoretyczne dotyczące kampanii reklamowych rozbudziły mnie w końcu. Zdobyłam nawet plusa udzielając się niejako najbardziej w grupie. A potem było tylko odliczanie do końca zajęć i radość, kiedy oznajmiono nam, że niedziela jest wolna. Wykładowcę złapała grypa. Wolna niedziela - pisałam w smsiaku do Lubego. Na co w odpowiedzi dostałam - W takim razie żonka zrobi pyszny rosołek. A pewnie, że zrobię. I pójdę do kościółka i odwiedzimy rodzinkę i oglądniemy film...
Aż się zamyśliłam z wrażenia i kompletnie zgubiłam wątek, który omawialiśmy na zajęciach. - A pani co o tym sądzi? - poczułam rękę wykładowcy na swoim ramieniu, który akurat zmierzał z końca sali w kierunku tablicy. Taki miał zwyczaj, obserwować nas kiedy my go tylko słyszymy. - Jestem za! - rzuciłam bez namysłu i od razu tego pożałowałam. - Czyżby - z wrażenia aż złożył dłonie jak do modlitwy a reszta grupy aż zamilkła z wrażenia. Dopiero siedzący obok Tomek szepnął mi na ucho jakie było pytanie. Rozmawialiśmy o kampaniach reklamowych różnych firm i wykładowca rozdzielając tematy spytał, czy jest osoba, która zajęłaby się kampanią reklamową firmy, w której on pracuje... Jakoś musiałam wybrnąć z sytuacji... - Lubię wrocławskie metro - wycedziłam i zamrugałam szybko powiekami, kiedy na mnie spojrzał. Ale się wpierdzieliłaś dziewczyno - myślałam potem. porwałam się z motyką na słońce i obiecałam sobie nie wyciągać telefonu na zajęciach już nigdy. No dobra, dobrze wiem, że to nie przejdzie. Więc będę starała się mniej zamyślać. Na początku zajęć przecież opowiadał nam o swojej firmie. To wielka korporacja, jak mogłam się tak wkopać...
Koniec zajęć, jak dobrze. Do autobusu została mi jeszcze godzinka, więc wybrałam się do pobliskiej galerii.  Pomyślałam, że połączę przyjemne z pożytecznym i z kubkiem kawy przemierzałam galerię i robiłam notatki na dyktafonie. Dostałam go w prezencie od Gusi na urodziny i teraz wiem, że przyda mi się w nauce jak znalazł. Zatrzymałam się przy wystawie EMPIKu, ale chyba dlatego, że lubię książki i ciekawiło mnie co takiego na niej umieścili. Weszłam więc również do środka i zaczęłam obserwować zachowania klientów, przy jakich dziedzinach literatury jest ich najwięcej w sobotnie popołudnie. Spędziłam tam o wiele za dużo czasu mało nie spóźniając się na autobus. Nadal padało, lubię deszcz jest dobry dla alergików, ale nie w czasie gdy muszę biec na przystanek... W drodze do domu zostawiłam nagrania i puściłam w słuchawkach muzykę, rozmyślając co ja najlepszego zrobiłam, mało mi wrażeń to sobie jeszcze wycieczki do stolicy województwa zafundowałam.
Robiło się już szarawo na dworze a co dopiero będzie pod koniec miesiąca, kiedy przestawimy zegarki... Kiedy byłam już pod samym domem, zadzwonił telefon z obcym numerem na wyświetlaczu.
- Pani Fado? - Tak, przy telefonie. - Tutaj pan ZET, czy mógłbym zająć chwilę? - mój opiekun grupy, czego może chcieć, no tak moja gafa z kampanią reklamową jego firmy na pewno zrobiła na nim wrażenie. Może powie mi, że oczywiście mogę się wycofać - W czym mogę pomóc - powiedziałam niepewnym głosem- Czy mogłaby pani przyjechać jutro do szkoły? - usłyszałam - Ale nie mamy zajęć przecież. - zaskoczona odpowiedziałam - Tak wiem. Chodzi o pani projekt, ale to nie rozmowa na telefon, będę w szkole do południa, nalegam na spotkanie. Liczę na panią. Do widzenia. - i urwał połączenie... Nie powiem, żebym zareagowała jakoś specjalnie inaczej niż powinnam w tej sytuacji. - a o chuj mu chodzi...nie mógł mi powiedzieć tego przez telefon tylko koniecznie chce się spotkać - pomyślałam i  zupełnie w innym świecie weszłam do domu zastanawiając się co powinnam zrobić.

4. Rozdział trzeci.

Poniedziałek, 3 października
 Nie obyło się bez zakupu kalendarza, w którym muszę wszystko zapisywać, by zapamiętać. Tak dużo się dzieje. Sama tego chciałam. I to był mój wybór. Ostatnie kilka dni wzbudziły we mnie tak skrajne emocje, że nie da się tego opisać. Żeby się z tym oswoić potrzebowałam się konkretnie uwalić alkoholem, by zapomnieć co za rewolucję postanowiłam nam zaserwować na końcówkę roku. Nie, ja nie żałuję, żeby nie było. Obiecałam sobie, że to będzie pierwsze w toku rewolucji i ostatnie w tym roku picie soku z gumijagód. I słowa dotrzymam.
Wracając do weekendu:
Pierwsze zajęcia to były sprawy organizacyjne, poznanie grupy, Na szczęście nie jestem w niej najstarsza. Jest też kilka znajomych twarzy są i takie, które wywołują u mnie uśmiech numer pięć... Okazało się, że na TOR'rze jest całkiem fajna i jak się po niedługiej chwili okazało, mimo kilku wyjątków zgrana ekipa. Każdy kierunek ma swoją salę, gdzie będą odbywać się podstawowe zajęcia i to mi się spodobało. Nasza sala jest nie duża. Ma dwa okna i wiele gwoździ wbitych w ściany. Oczywiście wykorzystamy je wieszając co kto przyniesie jutro. Zrobi się domowo. To będzie coś jak nasz azyl. Grupa liczy dwadzieścia osób a opiekunem jest manager jednej z dolnośląskich firm, który dorabia sobie jako wykładowca między innymi marketingu. No jako kobieta muszę poświęcić mu kilka minut, bo jest na co zwrócić uwagę. Wysoki, krótko ostrzyżony blondyn z bródką modną w tym sezonie. Ma szczery uśmiech i dziwne oczy, niby na ciebie patrzą ale jakby błądziły w oddali. Głos ma donośny ale stanowczy. Nie starał się zrobić na nas wrażenia. Raczej chodziło mu o to, by nas bliżej poznać. Myślę, że będzie się nam dobrze współpracować, to znaczy się uczyć. Gość ma gadane i widać, że zależy mu na przekazaniu nam konkretnej wiedzy a nie tylko regułek do zapamiętania.
Może bolała mnie dupa po trzech godzinach siedzenia na twardym krzesełku, ale wyszłam z sali z uśmiechem i zadowolona z tego, że jestem tu gdzie jestem. Plan był ciężki, następne kilka tygodni pod rząd będę spędzać na zajęciach i ani myślę o wagarowaniu! Luby stwierdził, że będziemy się teraz mijać więc trzeba jakoś to organizacyjnie ustalić, Może uda nam się czasem wyjść na randkę do miasta albo pozostanie tylko przytulenie się w nocy, o ile nie będą to tygodnie jego nocnych zmian.
Na zajęciach jest trochę pisania, potrzeba też kupić nowe podręczniki i niestety ale zamienić moje ulubione kryminały i thrillery na coś bardziej w temacie reklamy. Czy ubolewam nad tym? Nie, jaram się na samą myśl, że mogę znowu zatracić się w tym. Obserwowanie reklam będzie teraz całkiem inne...  No ale po powrocie do domu też trzeba coś zrobić, w sobotę minęliśmy się w Lubym dosłownie w drzwiach - on wychodził do pracy na popołudnie. ' Jak było? Obiad na gazówce, tylko wywieś pranie bo się za niedługo skończy, zadzwonię na przerwie' W niedzielę, gdy wróciłam  oboje stwierdziliśmy, że przyda się zakup notebooka dla mnie, bo na jednym to nie robota. Więc wybraliśmy się do sklepu i mam swojego nowego, małego pisacza. Kiedy już minął mi stres związany z pierwszymi zajęciami, zaczął się ten do pierwszego dnia pracy. Ludzie świata ja się chyba zastrzelę. I schudnę ha! Z tego stresu! Ale to minie wiem.
Idąc do pracy powtarzałam sobie w myślach- uśmiech - uśmiech - i tak przetrwałam pierwszych kilka godzin z bananem na gębie. Potem mina mi zrzedła znacznie. Ale wrócę do pierwszej godziny, więc dostałam swoje biurko i wygodne obrotowe krzesło - nie to co ten twardak na zajęciach - i dokumenty do sprawdzania, uzupełniania! Strasznie to było fajne, gdyby nie fakt, że co jakiś czas musiałam zostawiać robotę, by coś przynieść, skserować i tak dalej. A więc normalka na stażu - przynieś, wynieś, pozamiataj. Kiedy robiłam kawę w socjalu, dowiedziałam się, że mnie tutaj nie lubią. Kuźwa - jestem tu kilka godzin i już komuś za skórę zalazłam? Fado, jesteś mistrzynią. Ale do rzeczy, okazało się, że wygryzłam jakąś pannę, która liczyła na dalszy etat. Cóż, sorry. Nie wiem skąd mi się to wzięło, ale tak pięknie odpowiedziałam tym dziewczynom siarczystą ripostą, że szybciej zrobiły sobie te cztery kawy niż ja jedną. Mimo wszystko mina mi zrzędła i było tak aż do momentu wyjścia z pracy, kiedy zobaczyłam przed drzwiami Mag.  - Niespodzianka! krzyczała a ja z radości aż podskoczyłam. Napisałam jej wcześniej smsiaka z sytuacją na pokładzie - a ona razem z bąblem postanowiła mnie odebrać z roboty. To było bardzo miłe i nigdy jej nie zapomnę.
To było by na tyle z pierwszych dni rewolucji. Oczy mi pulsują od patrzenia w ekran. Zaraz zrobię kolację, zaplanujemy wspólnie z Lubym jutrzejszy dzień i oddamy się w objęcia morfeusza, no może wcześniej w swoje ale o tym nie zamierzam pisać. To były ciężkie ale podniecające trzy dni nowego życia Fado.
Ciał.

sobota, 24 września 2016

3. Rozdział drugi.

Piątek, 30 września
Może do pewnych rzeczy trzeba dojrzeć? Może pewnymi rzeczami można się zwyczajnie znudzić? Wstaję, sprzątanie, pranie, gotowanie, zakupy, leżenie plackiem na kanapie i tak cholera jasna w kółko! - Ale co? Chciałaś to masz! Tak. Mam to na własne życzenie, mogłam powalczyć o siebie już kilka lat temu! Ale, ale! Dobrego złego początki. Podniosłam się. Dosłownie i w przenośni kiedy jakiś, jakby to ująć dosadnie - pieprzony kierowca rajdowy w centrum miasta wrzucił sobie mnie na maskę swojego autka na przejściu dla pieszych! I to prawda, że w takich chwilach życie staje człowiekowi przed oczami - ja się nawet żegnałam w myślach z wszystkimi.
Tyle razy ciocia mówiła, poczekaj sekundę dłużej i upewnij się, że możesz przejść bezpiecznie. Jeden gość się zatrzymał a drugi miał to w dupie. Śpieszyło mu się i mnie też się śpieszyło - tyle, że mnie to zgubiło! Konsekwencje? Złamana noga, lekkie wstrząśnienie mózgu i ponad dziesięć dni w szpitalu. Tak przerażonego Lubego nie widziałam nigdy, no dobra widziałam kiedyś w nocy, kiedy jechała karetka na sygnale a On zerwał się ze snu - podbiegł do okna i krzyczał FADO!! W końcu mamy tylko siebie i jak jedno skończy żywot to świat drugiego legnie w gruzach. Ale zanim tam na górze świeczka nad zgaśnie to chyba jeszcze troszkę zdążymy z tej naszej rewolucji życiowej skorzystać.
Wracając, tam w szpitalu jak leżałam plackiem to chcąc nie chcąc przyszła mi ta rewolucja do głowy. Urząd pracy zaproponował staż, - BIORĘ! cokolwiek by to było, no dobra cokolwiek zgodnego z moimi przeciwwskazaniami  zdrowotnymi. Potem był wykonany telefon do szkoły, CHCĘ BYĆ TECHNIKIEM! I jakoś to wszystko poszło. Kurde znaczy się, jakoś to wszystko pójdzie dopiero, bo jutro pierwszy dzień szkoły a za trzy dni pierwszy dzień stażu...

2. Rozdział pierwszy.

Kim oni są, żeby mówić mi co mam robić ze swoim życiem! Specjaliści w dziedzinie życia - nie swojego... Wystarczająco długo zbierałam w sobie siły, by w końcu ruszyć z miejsca. Nie będę słuchać waszych mądrości, nie tym razem! Co z tego, że mam trzydzieści lat do tego kilkuletni staż małżeński bez potomstwa i chcę podwyższyć swoje i tak niskie wykształcenie. Marzenia są po to, by je spełniać i nie ma przedziału czasowego na ich realizację, prawda? Wystarczy tylko jedna osoba, która stoi za tobą murem i cię wspiera i już człowiek jest gotowy by walczyć o marzenia. Jeśli mam zielone światło od Lubego, to staję na starcie w październiku i czekam na wystrzał umożliwiający walkę o zwycięstwo - a nie będzie to tylko bieg o marchewkę.
Zaczynam z grubej rury, ale od najważniejszych rzeczy. Dotychczasowe życie chujowej gospodyni domowej zamieniam na ośmiogodzinną pracę w tygodniu i zajęcia w szkole na weekendy. Skaczę pod sufit z radości na samą myśl i równocześnie skręca mi kiszki z niepewności. Dokonamy rewolucji w naszym życiu, ale zacznie się w końcu coś dziać. Przestanę być płaczliwą, wiecznie niezadowoloną z życia babą, z którą własny mąż przestaje rozmawiać. Dość tego. Nie chcę tak. Co się zatem stało, że postanowiłam tak diametralnie zaryzykować?! Bo, że jest to ryzyko i wyzwanie to chyba nikogo przekonywać nie muszę.

piątek, 23 września 2016

czwartek, 14 kwietnia 2016

THE - END

42. Arti razem z Kacprem, który koordynował całą akcję ze śledzącym Fado BMV nie spodziewali się nigdy jak cała historia się zakończy. Żaden z nich nie bagatelizował sprawy, podjęto wszystkie środki ostrożności by ochronić Fado. Początkowo odwożono ją do i z pracy. Jednak po kilku napadach na samochody, w których jechała Kacper podjął decyzję o nie wychodzeniu przez nią z domu. I z wielkim bólem musiała na to przystać. Sprawa nabierała tempa. Z przecieków Kacper dowiedział się od zabójcy, który został początkowo uwieczniony na kamerze w bistro a potem rozpoznanym przez Fado na okazaniu, że jego bliscy chcą go pomścić. Dostał dwadzieścia pięć lat odsiadki. Fado była już na tyle zestresowana, że na każdy dźwięk dzwonka, domofonu czy sygnał telefonu wzdrygała się z miejsca. Jeden z wynajętych mężczyzn, który miał się jej pozbyć został złapany, kiedy podając się za pracownika gazowni próbował dostać się do jej mieszkania. Nie mogła się z nikim kontaktować, by nie narażać najbliższych na niebezpieczeństwo. Wielu z jej znajomych myślało, że zwyczajnie zbzikowała po odejściu Matiego. Trwało to do świąt wielkanocnych. Potem jakby nigdy nigdy nic sprawa ucichła. Nie było telefonów głuchych. Do domu przestały przychodzić paczki i listy z groźbami. A w więzieniu siedziało już dwóch synów mordercy z bistro. Sprawa wyglądała na zamkniętą. Przyznali się do nękania i zastraszania Fado i dostali po kilka lat odsiadki w więzieniu.
Fado chciała odpocząć od tego wszystkiego a jedynym wyjściem był wyjazd nigdzie indziej jak do Mag. Ona i Gusia jako jedyne znały całą prawdę, o której osobiście dowiedziały się od Artiego, kiedy pojechał osobiście do każdej z nich na polecenie Fado. Dokładnie dziesięć dni zajęło Fado przekonywanie Artiego, by pozwolił jej wyjechać z zapyziałej dziury samej bez obstawy do Mag, Zgodził się. I pojechała.
Tak jak na początku tej historii, tuż przed odjazdem do Mag wypaliła V-greena, włożyła do ust miętówkę i wsiadła do auta... Gdy odpaliła zapłon wybuchł ładunek wybuchowy. Mimo szybkiej reakcji straży pożarnej i helikoptera, który przewiózł ją do najbliższego szpitala zmarła na sali operacyjnej. Miała dziewięćdziesiąt procent poparzeń ciała.

- Przez całe swoje życie bała się latać samolotami.... - przemawiał Arti nad jej trumną - a swoją ostatnią podróż odbyła helikopterem, potwierdzając tylko swoje ulubione sformułowanie " Never said Never "


THE - END

wtorek, 16 lutego 2016

41.Ustalili wstępnie jak Fado ma postępować. Kacper kilka razy wychodził, by porozmawiać z kimś z "firmy". Mogło się okazać, że zamknięta przez niego sprawa będzie miała dalszy bieg. Czego oczywiście nikt by nie chciał, ale dopóki dopóty nie sprawdzą wszystkiego, Fado ma się mieć na baczności. Będzie odwożona do pracy, w telefonie będzie miała zamontowany nadajnik. Czyli zmiany,wszystkie wyłącznie dla jej bezpieczeństwa.
- No to wszystko mamy wyjaśnione i ustalone, tak? - zwrócił się do nich Kacper
A rodzeństwo jakby chórem odpowiedziało:
- Tak jest, komisarzu!
- No to teraz się ubierzcie i pójdziemy do DNA, Laura pisała, że chciałaby się z tobą zobaczyć i poznać Artiego w końcu - puścił do Fado oczko

40. Resztę dnia aż do przyjścia Kacpra Fado nie ruszyła się z łóżka. Niepewnie zapewniała samą siebie, że to na pewno da się jakoś wyjaśnić racjonalnie i niedługo będą wszyscy się z tego śmiać. Arti był jednak innego zdania, od czasu sprawy z Bistro miał dobry kontakt z Kacprem i teraz postanowił to wykorzystać, prosząc go o spotkanie.
- Otworzę - krzyknęła Fado wychodząc z łazienki na dzwonek domofonu
- Cześć - uśmiechnął się szeroko na jej widok
- Cześć, zapraszam - zaprosiła go do środka
- Pomyślałem, że dobrze będzie nam się rozmawiać w towarzystwie czegoś dobrego. - wskazał na pakunek, była to whisky.
I po raz kolejny Fado zaczęła opowiadać wszystko, co zauważyła w ostatnim czasie.
- Hmm... dziwi mnie tylko to, że minął prawie miesiąc zanim zorientowałaś się w sytuacji - powiedział Kacper podając jej szklankę z trunkiem - napij się, zrobiłem ci słabego drinka
- Widocznie nie mam policyjnego węchu - odgryzła się poirytowana i upiła spory łyk
- Nie bądź opryskliwa, chyba zauważyłaś, że jestem tutaj żeby jakoś ci pomóc - nie dał się
- Tak, zauważyłam i doceniam to. Więc co powinnam zrobić według ciebie? - spytała
Kacper przedstawił im mniej więcej swoją teorię na ten temat i nie wykluczył, że to śledzenie może mieć związek z zabójstwem w Bistro. W końcu dzięki ukrytej kamerze na zapleczu, policji udało się szybko złapać winnego.

poniedziałek, 15 lutego 2016

39. Bistro było zamknięte do końca roku. Gusia i Mag przyjechały na miejsce tydzień po włamaniu i razem z Artim zostawiły w Bistro jedynie gołe ściany. Fado zdecydowała się je zamknąć, nie była w stanie pracować w miejscu, gdzie zabito i zgwałcono młodą dziewczynę. Na nic były prośby i groźby od strony dziewczyn, ostatnie słowo należało do Fado.
Minęły święta i sylwester.
Fado nadal kontynuowała staż, miała też zapewniony dalszy etat, na który się zgodziła. Niepokoiło ją jednak coś innego. Zauważyła pod domem i pracą srebrne BMW, zawsze kiedy wsiadała do auta tamto auto jechało w ślad za nią. Kiedyś nawet próbowała je zgubić, ale za nic jej się to nie udało.
Wróciła zdenerwowana do domu, była całkiem pewna, że to Arti poprosił swoich kolegów, by mieli na nią oko.
- Możesz odwołać swoich ochroniarzy! - rzuciła wchodząc do pokoju brata
- O czym ty mówisz!
- Nie udawaj braciszku, przejrzałam was, za mało twoi koledzy się kryli
Mina Artiego dała jej do zrozumienia, że ten zupełnie nie wie o co chodzi.
- Fado! Do cholery! Powiesz mi w końcu o co chodzi. - wstał zdenerwowany
Opowiedziała mu o śledzącym ją aucie.
- Ubieraj się! Wychodzimy! - zawołał
O nic nie pytała. Zajechali pod sklep ze sprzętem.
- Nie mam ochoty na zakupy - powiedziała ale widząc minę brata czym prędzej pognała za nim do środka.
Arti kupił kamerkę. Potem pojechali do jego znajomego do sąsiedniej miejscowości. Przez całą drogę zajęty był rozmową przez telefon.
- Tak! Mówi, że to trwa już koło miesiąca.
- ....
- Jasne! Może o 20:00 ?
- ....
- Świetnie, czekamy na ciebie. Do zobaczyska
38. Z tych emocji osunęła się na ziemię i zemdlała. Obudziła się na obcej kanapie w nieznanym pokoju. Niepewnie wstała, obok łóżka leżała jej torebka i telefon. Słyszała znajomy głos. Czym prędzej pobiegła i zobaczyła, że przy biurku siedzi Kacper a obok niego Arti!
- Chodź tu malutka! - zawołał ją
- Arti! Jak dobrze! - teraz kiedy opadły emocje mogła spokojnie wypłakać się na jego ramieniu. Wziął ją na swoje kolana, przytulił jak małe dziecko, głaskał po głowie i dał jej czas na wypłakanie się. Trwało to dobre pół godziny.
W między czasie dalej toczyła się rozmowa między nim a jak się okazało komisarzem Kacprem.
- Na szczęście już jest po wszystkim. To znaczy szkoda tej dziewczyny... Ubezpieczyciel na pewno wypłaci Fado odszkodowanie. Dobrze, że były kamery. Sprawa nabrała tempa i mogłem ją oficjalnie zamknąć. Pytanie tylko, co teraz z nią... - wskazał na Fado

37. W nocy obudził ją telefon.
- Dzień dobry, było włamanie do pani Bistro. Jest pani w stanie przyjechać na miejsce teraz?
- Oczywiście!
Dopiero zaczynała działać tabletka na sen. Ledwo była w stanie nałożyć dres na piżamę. Nie mogła otworzyć do końca oczu. Była jak w letargu. Zbiegła po schodach mało się nie wywracając. Dopiero powiew mroźnego powietrza ją otrzeźwił. Za niedługą chwilę była na miejscu.
Pod Bistro stał patrol policji, straż pożarna i właśnie odjeżdżała karetka pogotowia i karawan!
Policjant nie chciał jej przepuścić.
- Tu nie można wchodzić! Proszę się odsunąć!
- Można. To moja knajpa. Było włamanie, dzwoniono po mnie!  - krzyczała
- Włamanie i zabójstwo... - urwał policjant i zawołał wysokiego mężczyznę.
- Kacper! Ta pani jest.... - nie dokończył
- Wiem! Cześć Fado! Chodź, proszę ze mną, wszystko ci wyjaśnię. - mówił cicho, praktycznie szeptał jej do ucha.
- Ale o co chodzi? Mówiono mi o włamaniu! A ja widzę odjeżdżający karawan i miejsce otoczone taśmą policyjną! - zakręciło jej się w głowie na widok krwi przy wejściu do knajpy
Drzwi były jednak zamknięte.
- Masz klucze? - spytał
- Mam. Weszli od zaplecza. - domyśliła się
W środku nie widać było żadnego włamania. Dopóki nie otwarł drzwi na zaplecze. Przewrócona lodówka, na podłodze pełno krwi.
- Skończyliście!? - zwrócił się do mężczyzn, którzy najwidoczniej zbierali pozostałe ślady.
- Tak! Możesz zaczynać. - odpowiedzieli

piątek, 12 lutego 2016

36. Karnet na szczęście miał ważność do końca następnego roku. Parking pod samym kortem wzbudził uśmiech na jej twarzy.
- Przynajmniej jak się zgrzeję, nie będę miała daleko do auta - pomyślała
Przebrała się w szatni i niepewnym krokiem ruszyła poćwiczyć sama na ściance. Niestety długa przerwa zmusiła ją po chwili do zrobienia przerwy. Dodatkowo peszyły ją szklane drzwi, przez które każdy mógł zobaczyć jej poczynania z piłką i rakietą.
- Co ja tu robię. I po co zajęłam dwie godziny. Jedna była by wystarczająca na te moje wygibasy - syczała w myślach.
Przysiadła na ławce włączyła w telefonie muzykę zamknęła oczy. Kilka głębokich wdechów i postanowiła zrobić drugie podejście.
W końcu mogła się wyżyć. Mogła krzyczeć przy uderzaniu piłki! To było jej oczyszczenie i tego potrzebowała. Pot lał się strumieniem z całego ciała ale ona czuła się tak lekko. Głowę zajęły jej myśli i potem kiedy próbowała sobie przypomnieć, jak tak na prawdę poszła jej gra nie była w stanie.
Przysiadła znów na ławce. Oddychała szybko ale czuła się szczęśliwa.
- Można? - z zamyśleń w wyrwał ją znajomy głos.
- Fado?? - powiedział zaskoczony Marcel
- Jasne, wchodź. - zdziwiła się na jego widok.
Wprawdzie ostatnio Laura wspomniała, że Kacper trenuje ale Fado nie interesowało co konkretnie. Dowiedziała się tylko, że Laura się z nim przyjaźni od bardzo dawna.
- Ja już kończę na dziś. - otarła czoło i uśmiechnęła się niepewnie.
- Dałaś sobie wycisk, szkoda, że nie wiedziałem, że grasz... - urwał
- Dopiero wracam do grania. To uciekam. Trzymaj się. - powiedziała



35. Początkiem grudnia Fado nie wiedziała jak się nazywa. Miała grafik wypełniony po brzegi, dzień po dniu aż do świąt. Do szesnastej praca a potem Bistro. Okazało się, że najważniejsze są papierki. Załatwienie spraw urzędowych pochłonęło tak wiele czasu, że Fado zdecydowała się zatrudnić dwie kelnerki i dodatkową kucharkę. Po wyjeździe dziewczyn, które zostawiły Fado z wszystkimi wytycznymi czas mimo wielu obowiązków ciągnął się niemiłosiernie.
Bistro zostało przyjęte przez mieszkańców zapyziałej dziury z wielką aprobatą. Opisały to gazety, telewizja i portale społecznościowe. Na każdym z nich Gusia prowadziła profile Bistro. Tak, na odległość. Pomogły jej w tym kamery zainstalowane w środku, do których miały dostęp wszystkie ze swoich laptopów. Ta inwestycja była bardzo kosztowna. Fado w sekrecie przed Artim wzięła dodatkowy kredyt.
Obiecała sobie, że w imieninową sobotę zrobi wyłącznie coś dla siebie. Po śniadaniu zaglądnęła tylko do Bistro sprawdzić jak się mają sprawy. Wszystko szło po jej myśli, więc pożegnała się z wszystkimi i pojechała na kort.

niedziela, 7 lutego 2016

34.
 - 3...2...1... - nastąpił wystrzał korka z szampana.
Co prawda  nie było jeszcze oficjalnego otwarcia. Ale samo miejsce nabrało już swojego uroku i należało ten fakt uczcić. Lokal w połowie oddzielony dużym blatem. Ściany koloru jasno zielonego, od połowy ku dołowi pokryte specjalną farbą, na której można pisać kredą. Nad głównym barem ogromny napis "Bistro Fado". Obok tablica z menu z wymiennymi kartami - pomysłu Gusi.
- Ty lubisz zmiany Fado, więc dajmy wymienne tablice, będziesz mogła spokojnie dostosować menu.
 Na bocznej ścianie nad oknami, na których wisiały ciemnożółte zasłony czytnik wyświetlał datę, godzinę i określoną sentencję każdego dnia. To był pomysł Mag, zresztą zaakceptowany przez cały zarząd. Na podłodze były położone ogromne kafelki, kolorem dostosowane do baru. No i znaczną część ścian zajmowała galeria zdjęć Fado i dziewczyn podczas tworzenia i urządzania tego miejsca. Obrobione zdjęcia przez Gusię znakomicie prezentowały się na ścianach i dawały odczucie domowego klimatu, na jakim Fado bardzo zależało. Nie było tam zdjęć bułek, czy sałatek i koktajli, które miały być serwowane. Trzy okna wychodziły na ulicę, więc postanowiły ustawić wzdłuż nich długi blat, tak oby jedzący mieli widok bezpośrednio na to, co się dzieje za oknem. Nie zabrakło też żywych kwiatów. Na barze można było dostrzec doniczki ze świeżymi ziołami. Sześć stolików czteroosobowych, dwa dwuosobowe i blat na osiem miejsc. Co dawało im trzydzieści sześć miejsc. Stoły były pokryte papierem brązowym, na środku którego zamiast cukru i serwetek stał pojemnik z pisakami z napisem " zostaw po sobie ślad ". To było inne bistro, Fado miała na nie swój pomysł.
Kuchnia znajdowała się za głównym barem. Tam odbywało się to, co najważniejsze. Przygotowywanie bułek i sałatek. Koktajle były przygotowywane na sali. Na tą okoliczność zakupiły specjalne sokowirówki i blendery o obniżonej sile hałasu. Muzyka... tak. Nie mogło obyć się bez muzyki. Tu Fado bardzo zaryzykowała, ale w tle można było usłyszeć muzykę z koncertów. Jeśli ktoś oglądał "Whiplash", wie o czym mowa.


33. Czas minął im na rozmowie tak błyskawicznie. Wymieniły się numerami telefonów i oczywiście dodały wspólne selfie na portal społecznościowy. Umówiły się na następne spotkanie już we cztery z dziewczynami. Okazało się, że Laura miała smykałkę kosmetyczną i poza staniem za barem po godzinach dorabiała sobie upiększając kobitki.
- Czekaj, czekaj! Nie dam ci samej wracać. Poczekamy jeszcze dziesięć minut na moją osobistą taksówkę. - powiedziała Laura
Punktualnie za dziesięć minut pod bar podjechało czerwone audi i wysiadł z niego chłopak, facet, mężczyzna... Z wrażenia Fado zabrakło słów. A jeszcze kilka chwil temu na parkiecie śpiewała zupełnie inaczej brzmiące słowa piosenki o płci przeciwnej.
- Cześćć, Fado miło mi. - podała mu swoją dłoń.
- Nie boli cię gardło Fado, od śpiewania? - zachichotał - Kacper, miło mi.
- Yyyy, skąd ty... - odparła zaskoczona.
- Kacper był tu już kilka razy i widział twoje poczynania na parkiecie. Jabyłam zajęta rozmową z Tobą i nie chciał nam przeszkadzać, dlatego dopiero teraz macie okazję się poznać - dodała Laura
- Cześć Przystojniaku! - objęła go i pocałowała czule w policzek
Fado była już tak zmęczona i nie miała sił przypomnieć sobie, czy Laura wspomniała jej, że kogoś ma. Bo tak wyglądało ich przywitanie, jakby byli bardzo blisko.


piątek, 5 lutego 2016

32. - Facet to świnia!!! - śpiewały do zdarcia gardeł na środku parkietu tańcząc i śmiejąc się do ostatnich sił.
Ta piosenka leciała już ósmy raz z dedykacją osobistą od Fado, aż DJ oznajmił jej, że nawet jeśli by zapłaciła krocie więcej jej nie puści.
Siadły więc zdyszane przy barze i sączyły swoje drinki. Dziewczyny zajęły się rozmową między sobą podczas gdy przed oczy Fado kelnerka postawiła dwie piędziesiątki.
- Na koszt firmy! Widzę, że męczysz się przy tych drinkach! - powiedziała Laura, jak się potem okazało również rozwódka.
- Aż tak to widać? - spytała Fado i puściła wdzięcznie oczko w jej stronę.
- Fado, nie wiem jak ty ale my padamy na twarz. Od rana w drodze, zbieramy się, co? - spytała Gusia zwinnie ukrywając ziewanie.
- Chodźmy Fado. Oooo! - zaskoczona zareagowała Mag na stojące przed Fado kieliszki już opróźnione.
- Ja zostanę. Laura za pół godziny kończy pracę, obiecała mi opowiedzieć swoją historię przy tym zacnym trunku. Macie tu klucze i zadzwońcie po powrocie do domu.


piątek, 29 stycznia 2016

31. W sobotni ranek zaparzyła sobie mocnej kawy, ale koniec końców napiła się ciepłej wody z cytryną, która jak się potem okazało dała jej większego kopa niż kawa. Za zgodą Artiego przeniosła się do jego pokoju a swój udostępniła dziewczynom. Chociaż proponowała jednej z nich zajęcie salonu, wybrały jednak opcję wspólnego spania.
Potem postanowiła sprawdzić pocztę, miała tam być wiadomość od dostawcy lodówki kiedy ma zostać przywieziona. Jednak na poczcie oprócz reklam były dwie wiadomości od Matiego.
- Dziwne! - pomyślała i czym prędzej sięgnęła po smartfona, by sprawdzić, czy nie dzwonił.
To co potem przeczytała początkowo ją wkurzyło a następnie dało do zrozumienia, że miała rację...
// Fado... muszę Ci się do czegoś przyznać. //
// Przepraszam Cię, ja się po prostu zmieniłem. Nie umiem być taki jak dawniej. Zawsze będziesz miała pierwsze miejsce w moim sercu. Żegnaj. //
Dużo czasu musiało upłynąć, gdy wpatrywała się w ekran laptopa, bo z zamyślenia wyrwał ją dzwonek domofonu. Za oknem było już ciemno.
Otworzyła drzwi do mieszkania na oścież i starała się przywitać przyjaciółki jak najbardziej prawdziwym uśmiechem, jednak one spoglądając jedna na drugą od razu wyczuły pismo nosem.
Stały tak trzy w progu mieszkania. Ona ze spływającymi łzami z oczu z bezradności i one trzymające w rękach butelki z winem i walizki nie mówiące nic do siebie.
- Gusia! Zmiana planów! - powiedziała Mag zostawiając walizki w przedpokoju i ciągnąc za rękę Fado do łazienki.
- Zmywaj te gorzkie łzy! Znajdę ci w szafie coś szałowego! Wychodzimy w miasto. Zobaczymy co ma do zaoferowania dla nas zapyziała dziura wczesnym wieczorem. - oznajmiła Gusia trybem raczej rozkazującym niż oznajmującym.
- Miałyśmy pić wino, zrobiłam sałatkę... - wyszeptała Fado doprowadzając się do porządku.
- To dobrze! Zjemy po powrocie! - zaczęły się śmiać wszystkie trzy.
Tłumaczenia nie były potrzebne. Za dobrze się znały. Zanim Fado ochłonęła zdecydowały się jednak otworzyć wino i po godzinie szły już ulicą w poszukiwaniu lokalu z dobrymi drinkami i muzyką do tańczenia.
30.       To był najwspanialszy miesiąc, jaki potem wspominała. Choć ojciec z dnia na dzień tracił siły, była pewna, że nadrobiła w dwadzieścia pięć dni trzynaście lat, które minęły im osobno.
           Niepokoiła ją cisza ze strony Matiego. Już prawie tydzień się nie odzywał a Arti na pytanie co się dzieję dawał jej tylko wymijające odpowiedzi. Śpi, jest na szkoleniu, poszedł się przejść... Fado nauczona doświadczeniami przeczuwała, że coś mogło się wydarzyć. Uspokajała ją jednak myśl, że na całe szczęście nie zaangażowała w ten związek więcej niż wymagane minimum. To nie było już to samo i Mag często jej powtarzała, że według niej niedługo znajomość się zakończy. Zwłaszcza, że Mag zrobiła swoje śledztwo i Mati już nie był tym samym facetem, którego jej przyjaciółka postanowiła wybrać na męża.
Za miesiąc święta. Za dwa dni Fado ma odebrać klucze od bistro. Na tą okoliczność wprowadzają się do niej Mag i Gusia. Każda z przyjaciółek postanowiła zainwestować pewną sumę pieniędzy w ten zapowiadający się dochodowo interes. W taki oto sposób powstaje spółka "Fado and Girls".

wtorek, 5 stycznia 2016

29.
- Mamy to! - przybiła piątkę Gusi. Wszystko załatwione. teraz tylko czekać na kasę.
- Bierzemy taksówkę, czy idziemy pieszo? - spytała Gusia
- Gdzie?
- No do szpitala! dasz mi kluczę ja wrócę do domu i potem po ciebie przyjdę lub przyjadę jak dasz znać.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale. Idziesz tam i nie ma odwrotu rozumiesz! Osobiście cie tam zaciągnę, prośbą albo groźbą wybieraj.
- Ok.
Przed oddziałem musiała zakupić specjalne obuwie i fartuch jednorazowy. Była pół godziny przed czasem. Nie szukała sali. Z własnych doświadczeń przedoperacyjnych wiedziała, że muszą go wywieść z sali na salę operacyjną, która znajdowała się poza oddziałem. Ręce jej się trzęsły, łzy spływały z oczu... Nie czekała długo. Specjalne łóżko podjechało ciągnięte przez pielęgniarki pod jedną z sal.
- Panie XXXX zapraszamy. Już czas.
Z sali o własnych nogach wyszedł mężczyzna w średnim wieku odziany jedynie w koszulę operacyjną. Położył się na łóżku i wpatrzony w sufił wpatrywał się w mijające go lampy. Był coraz bliżej niej. Głoś ugrzązł jej w gardle. Z kieszeni wyjęła łańcuszek z podkową.
Zatrzymała pielęgniarki. Wsunęła mu w dłoń łańcuszek i wydusiła z siebie przez łzy tylko:
- Jeszcze nie czas, bym ja go nosiła. Czekam tu na ciebie Tato.
- Dziękuję, odpowiedział - nie zasłużyłem na to córeczko.
Potem miesiąc po operacji na pogrzebie włożyła ten łańcuszek na swoją szyję.

28. Gusia była mistrzem w takich sprawach, pisanie biznes planu, tworzenie reklam, kampanii reklamowych po zwykłe wizytówki i plakaty. Jednej tylko klienteli nie obsługiwała - polityków. Od tego trzymała się z daleka.
- Wstawaj mała. - budziła Fado koło dziewiątej.
- Co jest? Guśka! Mam wolne dziś.
- Co mnie to! Biznes plan sam się do UP nie zaniesie. Spakowałam już wszystkie papiery i wypełniłam to co przeoczyłaś. Swoją drogą, weź ty posprzątaj w tej torebce! Dziada baby tam brak.
- Dobra, jutro - ciągnęła Fado wstając z łóżka i słuchając z lekkim uśmiechem monologu przyjaciółki - Zrób mi chociaż kawy. Inka, dwie łyżeczki, bez mleka w białej filiżance.
- Ok, zanim się wymyjesz zdążę zrobić i wypić trzy takie - śmiała się Gusia, posyłając Fado buziaka w powietrzu
- Brakowało mi ciebie Fado.
- Mnie ciebie też. - i zniknęła za drzwiami łazienki
Kac? Jaki kac? Lekki ból głowy i świadomość, że stoi w kolejce po swoje marzenia spotęgowały tylko emocje. Z rozmyślań wybił ją telefon od Mata!
- Nie śpisz już? Myślałem, że pośpicie sobie po takim melanżu! - śmiał się Mat do słuchawki
-Co? Skąd ty wiesz.
- Facebook prawde ci powie, przecież dodałaś wczoraj zdjęcie z pod tesco z Guśką! Nie pamiętasz?
- Co? Ja... Pamięta,. Wiesz co kochanie, muszę kończyć bo jestem w UP składam papiery o dofinansowanie na bistro.
- Jak to? A biznes plan? Zaraz, zaraz. Jest Gusia, nie chcesz mi chyba powiedzieć, że pisałyście go pod wpływem?
-Tak właśnie. Na prawdę muszę kończyć.
-Wariatki! Podziwiam i życzę powodzenia. Ale nie po to dzwonie Fado?
- No to po co? - dopytywała
- Dziś jest operacja twojego taty, podjęłaś już decyzję?
- Tak. Zadzwonię później.
27. Nie mogła spać w nocy przez kolejne dwa tygodnie. Budziły ją koszmary, wspomnienia. Przed oczami pojawiła się przeszłość i za nic nie chciała ulecieć z głowy. Nad ranem znów sięgnęła po kartkę urodzinową ( schowaną pod poduszką ) i czytywała list po raz kolejny.
Życie jest takie nieprzewidywalne, wiedziała o tym od dawna. Ale to spadło na nią jak grom z jasnego nieba. Jaką decyzję powinna podjąć, by potem nie żałować, by nie mieć wyrzutów sumienia...
Coraz częściej wychodząc z pracy zaglądała przez okno tego lokalu, który był do wynajęcia. W głowie pojawiały się plany na własną działalność, o której przecież marzyła od dawna.
Rozmawiała nawet o tym ze swoją szefową, która poparła pomyśl i okazała  chęć pomocy w razie problemów urzędowych. Mogłaby spokojnie połączyć prace i przygotowania, które zajęły by też trochę czasu. Teraz kiedy miała samotne popołudnia, bo obaj jej mężczyźni wyjechali na trzymiesięczny staż do Niemiec, mogła na spokojnie przygotować biznes plan.
Zamyślona weszła do klatki, nie zauważając stojącej pod nią Gusi.
- Hej, piękna! Ludzi nie poznajesz?
- Gusia?? No nie wierzę! - już dawno miała ją odwiedzić przyjaciółka, która po urodzeniu synka wyjechała z zapyziałej dziury. Wprawdzie ostatnio Fado wspomniała jej przez telefon, że ma wolną chatę ale do głowy by jej nie wpadło...
- Ale masz minę kobieto! - śmiała się Gusia, jak zwykle pięknie umalowana z pięknymi paznokciami. Wysoka, czarnowłosa Gusia...
- No chodźże do góry, chodź zapraszam.
Następnego dnia Fado musiała iść jeszcze do pracy, dlatego obiecała sobie wypić jedynie dwie lampki wina. Co w rezultacie skończyło się spacerkiem przed samą północą do całodobowego Tesco po wódkę. Tak. Gusia była jedyną dziewczyną, która piła z nią bez problemu wódkę, nie mając na drugi dzień kaca. Dobrze się złożyło, bo spotkały tam szefową Fado, która na pożegnanie krzyknęła do Fado, by nie przychodziła w piątek do pracy i zajęła się koleżanką.
Do ósmej rano ubyło półtora litra alkoholu, dwa litry coli ale został napisany biznes plan. Biznes plan Fado na bistro o nazwie jakże oryginalnej "FADO".

26. Prezentem był półroczny karnet na kort tenisowy. Do ustalenia tylko zostały Fado godziny.
- Pamiętał. -pomyślała otwierając prezent już wieczorem.
 Mag przysłała jej przepiękne lakiery do paznokci z liścikiem " Używać tak często jak tylko się da" - Kochana moja - uśmiechnęła się zamierzając otworzyć kolejny prezent od Artiego.
Rakieta tenisowa, odpowiednia dopasowana do niej, opaski na głowę i dłonie, czapka z daszkiem, taśma do rakiety i strój zielony t shirt i zielono białe spodenki - spódnica. Dołączona była też książka o taktyce gry.
- Nie zostaje mi teraz nic innego jak zacząć grać - powiedziała do Artiego jak zaglądnął do jej pokoju z kakao i herbatnikami. Usadowił się w nogach jej łóżka i obserwował siostrę zadowoloną z prezentów.
- Mam dla ciebie jeszcze jeden prezent. - powiedział niepewnie
- Od kogo? - była zaskoczona
- Przyszedł pocztą na moje nazwisko z listem... - ciągnął dalej  wyciągając z kieszeni małe pudełeczko i dołączona do niego kartkę urodzinową.
 W środku była złota podkowa, na widok której Fado pojaśniały oczy i zaszkliły się momentalnie. Zamknęła pudełko i momontalnie zaczęła rzewnie płakać.
- Po co on to wysłał?! Arti! Po co?! Tyle lat ciszy i nagle co....... ojciec sobie przypomniał o córce?
- Nie mów tak Fado! To ma być prezent pożegnalny. - podniósł głos
- Aha!! Pożegnalny? To następny dostanę za kolejne 13 lat?? O tym mówisz?
- Następnego może już nie być...
- Co TY chrzanisz Brat. - z nerwów zapaliła papierosa nie od tej strony co powinna i zaczęła się dusić
- Cholera Fado! On umiera. - już wykrzyczał Arti
- Nic mnie to nie obchodzi! - obróciła się w stronę okna i przywołała w pamięci ten moment kiedy jako ośmiolatka siedziała na kolanach swojemu ojcu i wpatrywała się w powieszoną na złotym łańcuszku przywieszkę w kształcie podkowy. - Kiedyś ty będziesz ją nosić - powiedział - a kiedy? - dopytywała przez nastepne kilka godzin - Córeczko wtedy, gdy mnie już tu na świecie nie będzie - To ja jej nie chce!