wtorek, 6 lutego 2018

25. Rozdział dwudziesty czwarty

Kiedy obudziłam się w poniedziałek byłam sama w domu. Jak co rano, po jodze, przygotowałam sobie śniadanie w kuchni, gdy przyszedł mi do głowy pomysł. Przecież mogę wykorzystać sytuację i poznać dobrze cały dom. Przyda mi się to rozmieszczenie za jakiś czas, gdy będę realizować swój plan.
Żeby nie wzbudzać podejrzeń, jaglankę zostawiłam na stole, biorąc ze sobą tylko filiżankę z kawą. Nogi podświadomie zaprowadziły mnie pod pokój pana Zet. Jednak drzwi były zamknięte, tak samo zresztą jak te, od pokoju Baśki. Cóż. Nie można mieć wszystkiego. Po chwili jednak zapaliła mi się lapka w głowie. Klucze! No przecież!
W kuchni, z boku szafki na haczyku wisiały dwa klucze. Nie zastanawiając się zdjęłam je i wróciłam pod jego pokój i kiedy już miałam wkładać klucz do zamka zorientowałam się, że do domu wchodzi pan Zet. Cholera Fado! I co teraz. Gdzie dać klucze. W piżamie nie miałam kieszeni. Wiem! Moje ukochane długie skarpety, schyliłam się i udając, że je poprawiam wsunęłam oba klucze do skarpetki. Były zimne i poczułam dreszcze na rozgrzanej stopie. Udało się! - pomyślałam
Na drugim końcu korytarza stał pan Zet przyglądając mi się badawczo.
- Zostawiłeś mnie samą... - ruszyłam w  jego stronę i stawając na palcach dałam mu całusa w policzek robiąc smutną minę.
- Wiem! To nie profesjonalne z mojej strony. Bylem zmuszony załatwić coś ważnego. Przepraszam - objął mnie w pasie i oddał z kolei całusa w mój policzek.
- Stygnie mi jaglanka w kuchni - uwolniona z jego ramion weszłam do kuchni. Byłam głodna. I tak bardzo żałowałam niepowodzenia tej akcji, kiedy los się do mnie uśmiechnął po raz drugi.
- Za kilka godzin znowu będę musiał wyjść, ale tym razem na dłużej. Wyobrażasz sobie, jakie zamieszanie jest w szkole po twoim zniknięciu? - mówił do mnie. Ale teraz miał ten dziwny wyraz twarzy i szalone oczy - bałam się go takiego.
- Pewnie Luby mnie szuka! Ja wiem, że zrobi wszystko by mnie znaleźć. I uda mu się to!  - nie wiem jak i kiedy wypowiedziałam te słowa, gdy poczułam na swojej szyi jego ręce, nie dusił mnie, mogłam oddychać. Po prostu mnie trzymał. Za szyję. Nie pierwszy raz zresztą.
- Masz być grzeczna. Skoro zgodziłaś się na moje warunki, nie życzę sobie takiego tonu twojego głosu. Czy to jest jasne? - puścił moją szyję ale pociągnął mnie za włosy, aż wygięłam się do tylu i nie wiem czy z bólu czy bardziej ze strachu łzy stanęły mi w oczach. Wybiegłam do swojej sypialni i zakopałam się głęboko pod kołdrę. Cała drżałam, wiedząc dobrze co mnie za to zachowanie czeka dziś w nocy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cześć! Dziękuję, że znalazłaś/eś czas by zajrzeć do mnie. Mam nadzieję na kolejne wizyty. Pozdrawiam. Daga